Islandia
Na przełomie czerwca i lipca 2010 ja i Ania wyruszyliśmy na podbój nieznanego nam lądu – Islandii – kraju ognia i lodu
Z lotniska w Keflaviku wypożyczonym, białym ‚Szewim’ (Chevrolet Spark), który później okazał się naszym małym domem na kółkach, pomknęliśmy ku przygodzie. Targani silnymi wiatrami i rozpieszczani pięknymi widokami w dwa tygodnie objechaliśmy wyspę (na liczniku 3500km). Ostatni tydzień spędziliśmy w górach (pieszo 80km),gdzie z ciężkimi plecakami, pełni wytrwałości i pozytywnej energii sprawdziliśmy swoje możliwości.
Zacieranie się granicy między dniem a nocą pozwalało nam na 24- godzinny tryb. W ciągu dnia turystyka samochodowa z przystankami przy znaczkach a la czterolistna koniczynka symbolizującymi ciekawy punkt turystyczny. Natomiast w ‚nocy’ kłębiące się szaro- różowe chmury i niebieskie światło północy sprzyjały długim spacerom ( bez zbędnych tłumów) i niepowtarzalnym sesjom fotograficznym.
Urzekła nas feria barw – soczysta zieleń, lazurowe ciepłe wody i multi-kolorowe skały kontrastujące z lawową pustynią, czarnymi plażami i kraterami wulkanów. Stada owiec ( pretendujące do bycia równoprawnymi członkami jezdni), kucy islandzkich i uśmiechniętych fok, a także małych, zabawnych maskonurów hipnotyzujących smutnym wzrokiem, przerosły nasze wszelkie wyobrażenia o tym jakże zjawiskowym kraju.
W uszach dziki szum wodospadów, ziemia ‚gadająca’ bulgotem błotnych gejzerów, a poza tym błoga cisza…